Lipcowy rachunek sumienia

Przygotowania do pierwszego maratonu trwają, niepewność na co mnie będzie stać w dniu startu i respekt przed tym biegiem są ciągle gdzieś z tyłu głowy. Po rozpustnym maju i delikatnym wprowadzeniu w czerwcu, zacząłem się co nie co bawić w bieganie w ostatnim miesiącu.

Kilometrów nazbierało się delikatnie ponad 400, więc zabawa zaczęła się na dobre! Dodatkowo zacząłem uczęszczać na zajęcia EMS, gdzie poniedziałkową jazdę czuję czasem do czwartku. Ciało nie jest tak mocne jakbym chciał, ale na wszystko czasu znaleźć się nie da. W treningu amatorskim kluczem jest wybrać kompromis pomiędzy tym, co jest Ci niezbędne, a tym bez czego dasz sobie radę. Praca na etat, treningi z PRO366 + plany treningowe online, spotkania indywidualne z zawodnikami i jakoś ten czas tak szybko ucieka. Zostało niespełna 60 dni do dnia sądu ostatecznego, jedyne czego potrzebuję teraz to zdrowie i dam z siebie tyle, na ile mi starczy sił ;]

    

Pierwsze dwa tygodnie biegałem 6 razy w tygodniu, były to głównie podbiegi i biegi ciągłe 8-10 km + małe zabawy biegowe. Reszta treningów to rozbiegania, czasem z szybszą końcówką. Kilometraż wzrastał, a nogi chciały więcej. Trener mnie hamował 🙂 Od tego przecież jest! Sam patrząc z boku na swoich zawodników trzymam ich w ryzach, żeby za wcześnie nie wystrzelili z formą. U mnie jest podobnie, bo czuję, że mógłbym dokręcić mocniej, ale nie ma potrzeby. Wiem, że nie powinienem, ale jednak są zapędy, żeby dokręcić śrubę mocniej i mocniej…

W trzecim tygodniu 12 km biegu ciągłego w okolicy 3:50, dwa razy podbiegi i w niedzielę deser – 12 * 500. Bałem się tego treningu, bo nogi nie były świeże, ale niepotrzebnie. Wszedł pięknie i prędkości 3:00-3:10 biegało się bardzo swobodnie. Pogoda zaczęła już wtedy odgrywać pierwsze skrzypce i cały plan dnia/tygodnia trzeba było dopasować właśnie do niej. Bieganie przed 7, lub po 20 – zmiany w pracy 8-16 i 10-18 wymuszały czasem bieganie mocnej jednostki wieczorem, a kolejnej z rana. Zmęczenie wtedy nakładało się o wiele bardziej, ale da się jeszcze przeżyć 😛

Ostatni tydzień to już 14 km biegu ciągłego zaliczonego w jakże przyjemnym upale i standardowo długie podbiegi 300 metrowe oraz 2 razy 20 km. Dni pomiędzy mocnymi jednostkami przeznaczone jak zawsze na „świński trucht”. Jednostka znienawidzona, ale jakże potrzebna w treningu. Zakładam wtedy słuchawki na uszy i lecę w moje Rusałkowe tereny.

Planowałem robić tygodniowe podsumowania, ale czasowo nie ogarniam życia i nie mam chwili spokoju, żeby coś skrobnąć 🙂 Może coś się w tej kwestii zmieni, to i wpisy będą pojawiały się częściej.

PLUSY:

  • powoli oswajam się z prędkościami w okolicach 3:47, to taka magiczna liczba, która musi być moim sprzymierzeńcem w maratonie
  • nabieram pewności siebie i czuję, że trening z tygodnia na tydzień idzie w dobrą stronę
  • zaplanowałem już starty kontrolne, o tym więcej niebawem
  • ogarnąłem jedzenie i ten element się zdecydowanie poprawił
  • ćpam Alfę Aktiv, to ona uratowała mi życie w pierwszej części sezonu. Liczę, że teraz też pomoże 🙂
  • biegam w zdrowiu, a pomaga mi w tym Fizjoterapia Biegacza – dzięki Krzychu!
  • znów jestem wolnym strzelcem, jeśli chodzi o dobór sprzętu

MINUSY:

  • skosztowałem kilka piw + zawody Piwna Mila 🙂
  • kiepskie wyniki krwi
  • waga stoi w miejscu 82 kg
  • spotkania koleżeńskie o suchym pysku nie wchodzą w grę 🙂 Do końca września staje się antyspołeczny 😀

 

Także pozostało niespełna 2 miesiące do maratonu. Liczę na to, że wszystko będzie szło zgodnie z planem, a wtedy postaram się dać z siebie 110%.

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *