SEN O WARSZAWIE
Po falstarcie w Poznaniu jakoś nie miałem wielkiej ochoty biegać w stolicy, a tym bardziej na dłuższym dystansie. Jakiś czas temu zaproponowano mi udział w akcji #BIEGAMDOBRZE, a takich rzeczy się nie odmawia i nie mogłem zawieść 😊 Po konsultacji z trenerem postanowiliśmy wykonać w trakcie zawodów trening.
Badania krwi teraz były o wiele lepsze niż miesiąc temu przed Maniacką, zrobiłem porównanie parametrów, gdyż zacząłem stosować Alfa Aktiv, o której wspominałem jakiś czas temu. 30 dni stosowania i widzę pozytywne efekty w treningu, ale również w samopoczuciu. Działa 😊 Dodało mi to trochę pewności siebie i wiary, że będzie dobrze.
W Warszawie byłem już od środy, wiec trochę zwiedziłem na biegowo stolicy i powiem szczerze, że asfalt mnie przeraża. Moje zielone tereny na Rusałce jednak są o wiele przyjemniejsze. W czwartek pobiegłem do Lasku Bielańskiego i trochę się pogubiłem, przez co wyszło delikatnie nadprogramowo kilka kilometrów 😊
Tydzień wyglądał dość wymagająco, w sobotę kończąc poranny trening miałem prawie 100 km, a w niedzielę po biegu 121 km w nogach. Czego mogłem się spodziewać w niedzielę? Fajerwerków raczej być nie powinno.
Pobudka 6:30, śniadanie 2 bułki z miodem herbata i na start. Przed startem ponad 4 kilometry maszerowania do miasteczka biegacza i ogólnie kręciłem się wszędzie tak bez celu, bez parcia na wynik z myślą o dobrej zabawie w trakcie, więc nie było spiny. Rozgrzewkę rozpocząłem 30 minut przed startem – ponad 3 km spokojnego biegu, a nogi lekkie 😲 3 rytmy 100 /100. Przed biegiem tam mi się chciało pić, a z braku wody złapałem łyka coca coli 😝 co czułem do 5 kilometra.
Ustawiłem się gdzieś w okolicy flagi na 1:20, bo tak miałem biec.
SEN O WARSZAWIE i start.
Poszły konie po betonie pierwsze 2-3 kilometry to szarże po krawężnikach, przepychanki, walka na łokcie, rozmowy o wszystkim i o niczym wśród biegaczy. Ja schowany gdzieś z boku biegłem swoje i nie miałem zamiaru się z nikim ścigać 😊
Właśnie jaki był plan?
Biec ponad połowę dystansu w tlenie i dalej podkręcać tempo, ale nie zajeżdżając się!
Z perspektywy czasu, gdy patrzę na wykresy z biegu i moje samopoczucie po zawodach i dzisiaj na treningu był to ewidentnie dzień konia.
Na tarczy zegara ustawione tylko tętno nic więcej 😲
5 km bez historii – 18:37 – 3:43, więc tak jak miało być tylko największy problem w tym, że tętno było bardzo niskie. Biegło się świetnie.
10 km – 36:52 i nadal tętno leniwie balansowało na pograniczu 158-162. Badania wydolnościowe niestety miałem stare i magiczna bariera do przekroczenia w dalszej części dystansu to 168.
Decydujące kilometry to między 12-14. Grupka się już mocno porwała mi biegło się nadal świetnie, na punkcie wziąłem sobie 4 pastylki dekstrozy i zjadłem wszystkie 😊 no co zgłodniałem.
Wbiegając na most … ruszyłem 200-300 metrów po 3:20 i doszedłem 3 osobową grupkę przed sobą i wtedy zaczęło się takie systematyczne wyprzedzanie.
5 km byłem – 157
10 km – 130
15 km już – 107
To był ten dzień, gdzie mogę śmiało powiedzieć, że życiówka zostałaby pobita pomimo takiego ciężkiego tygodnia. No, ale od samego początku nie kalkulowałem i nie liczyłem w ogóle na ile mogę biec. Planowałem 1:18-1:19, a wyszło jak wyszło 😊
Czekałem na wybiegnięcie na ostatnią prostą i tam dopiero chciałem wrzucić wyższy bieg. Tak też się stało, ale wszystko trzymałem w ryzach.
20 km i awans na 82 pozycję 😊
W okolicy 18 kilometra spotkałem Radka, który walczył o życiówkę. Trochę go pociągnąłem, ale przy fladze 20 poleciałem swoje :] jakie było moje zdziwienie widząc zegar.
Na mecie czas 1:16:12 i 80 miejsce.
Według garmina najwolniejszy kilometr był po 3:43, a najszybszy 3:20. Nie ukrywam, że na ostatnich 5 kilometrach miałem ochotę od razu depnąć i lecieć w trupa do mety, ale bałem się, że zepsuje to dalszy konspekt treningowy. Mam nadzieję, że taki dzień trafi mi się w Poznaniu i poprawię życiówkę 😊
Czas gorszy od życiówki o półtorej minuty, a uzyskany na takim luzie. Idzie ku lepszemu, dawać mi ten maraton już 😃 hola, hola jeszcze trochę.
Podsumowując imprezę:
– trasa idealna na życiówki, jeśli za rok będzie taka sama, to postaram się wrócić
– strefa mety i miasteczko biegacza na duży plus. Full wody na mecie + izo i szejk smakowy. Pomidorówka i ciepła herbata, masaż, strefy relaksu 😊
– kibiców pełno
– punkty żywieniowe na trasie bardzo długie co pozwalało komfortowo z nich skorzystać
– toitoiów miliony 😊
Wiele znajomych twarzy z internetu i miłe rozmowy ;]
Dziękuję WARSZAWO!
–
3 komentarze “13 Półmaraton Warszawski”
Co to za tętno do tego tempa !😳😳😳😳😳
No własnie sam się zastanawiam co się wydarzyło 😀