Z biegowego piekła do czyśćca.

Nieprzewidywalny marzec, mocny cios, biegowy nokaut i dalsza walka.

Dwa starty, dwa całkowicie odmienne humory po biegu. Przed Maniacką nie luzowałem zbyt mocno treningu, ale walczyłem jeszcze z pozostałościami po małym wypadku i plecy dawały o sobie ciągle znać. Odpuściłem dość znacząco trening siłowy, co spowodowało spadek pewności siebie i jakoś brakowało mi na treningach szybkościowym swobody. Nie mogłem się wkręcić przed Recordową na prędkości 3:20 i szybciej. Ostatni mocny trening w niedzielę tydzień przed zawodami wyszedł na dużym zmęczeniu i po prostu noga się nie kręciła, nie było tego luzu. Dwójki biegane narastająco mocno sprowadziły mnie na ziemię, ale na zawodach nie zamierzałem poddać się na starcie. Jak poszło? Już dobrze wiecie 😊 Nie udało się wykonać zamierzonego planu, ale to była dobra lekcja pokory.

Po zawodach nie było przerwy i już w czwartek robiłem mocniejszy trening, a w sobotę 3* 4 km i ten trening wszedł jak w masło. Organizm się mocno przetarł i biegało się o wiele swobodniej!

Start w Warszawie na półmaratonie wyszedł bardzo pozytywnie, pomimo dwóch tygodni z ponad 100 kilometrowymi przebiegami. Skupiłem się mocno na regeneracji i rozbiegania robiłem na czuja, jednostki docelowe szły wtedy o wiele lepiej. Kończę dzisiaj marzec 14 km rozbieganiem + 10* 100/100, a jutro czeka mnie mocne bieganie już w rodzinnych stronach. Pogoda nie rozpieszcza, ale trzeba powalczyć.

Całość miesiąca zamykam z niespełna 450 kilometrami na liczniku.
Teraz najbliższy start w półmaratonie w Poznaniu i po biegu decyzja co dalej, bo chciałem zadebiutować na dystansie „odrobinę” dłuższym 😊 Jednak jest kilka rzeczy które muszą się zgrać żeby doszło to do skutku. Trzymajcie kciuki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *